Prolog - Abigail

Unosząc głowę, uważnie przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Napotykając zupełnie inną twarz, uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądała inaczej; zmieniła się w ciągu ostatnich lat. Dopiero teraz jest to w stanie zauważyć i nieskromnie przyznać w myślach, iż jest dokładnie taka, jak zawsze powtarzała jej najlepsza przyjaciółka - ładna, bardzo ładna. Uważnie lustrując swoje odbicie, podziwiała swój wygląd. Odkąd pamiętała, miała bzika na punkcie urody. Przez większość swojego życia czuła się gorsza od swoich rówieśniczek, które wyglądały jak modelki z międzynarodowych wybiegów, dlatego też z czasem obiecywała sobie, że się zmieni. Kiedy okazało się, że nie jest to wcale takie proste - postanowiła schować się w cieniu innych i trzymać z daleka, aby nie stawać się obiektem drwin.
Teraz, kiedy skończyła dwadzieścia dziewięć lat i ma za sobą sporo przeżyć, zrozumiała, że wygląd nie jest najważniejszy. Kompleksy posiada każda normalna dziewczyna. Jedne umieją sobie z nimi radzić, a drugie zaś nie potrafią. Toczą walkę same ze sobą, zamiast spojrzeć w lustro i powiedzieć głośno i pewnie, że jest się kimś ładnym. Właśnie takiej rady udzieliłaby wszystkim nieśmiałym i zakompleksionym dziewczynom Abigail, która zawsze pozostawała optymistką i zarażała swoim dobrym humorem.
Poprawiając się na wygodnym, skórzanym fotelu, pozwoliła, aby młody chłopak w wieku siedemnastu lat zajął się jej ciemnymi włosami. Pomimo młodego wieku był dobry w swoim fachu. Posyłając w jego kierunku ciepły uśmiech, Savannah starała się nadążyć za grzebieniem, który co jakiś czas pojawiał się przed jej oczami i znikał w gęstych włosach. Cmokając kilkakrotnie ustami pomalowanymi czerwoną pomadką, nie potrafiła nacieszyć się swoim widokiem. Ciemne i duże oczy zostały podkreślone w delikatnym makijażu idealnie pasującym do jej meksykańskiej urody. Róż na policzkach zaś dodawał jej dziewczęcego uroku, który wprost kochała. A wszystko dzięki pewnej dziewczynie, która potrafiła zmienić Thorne i nadać jej pewności siebie, żeby umiała w siebie uwierzyć i przestać chować się za innymi. Wtedy Savannah nie potrafiła docenić jej starań. Potrzebowała czasu, aby zrozumieć i poczuć wdzięczność. Teraz zaś było za późno, aby podziękować. Nie chcąc zostać przyłapana na płaczu, pośpiesznie otarła opuszkami palców kręcące się w kącikach oczu łzy. Wspomnienia związane z przyjaciółką przyprawiały ją o płacz. Nie mogła pogodzić się z jej stratą. Ból, który nosiła w sercu, był nie do wytrzymania. Pustka, którą odczuwała w tym momencie, przyprawiała ją o smutek. Mrugając powiekami, próbowała się uspokoić. Podłapując w lustrze zatroskane spojrzenie fryzjera, spuściła wzrok. Kiedy zakończył prace nad jej fryzurą, wstała z fotela, dziękując siedemnastolatkowi. Gdy ten bez słowa ją przytulił, odwzajemniła uścisk, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi. Panna Thorne spędziła z nim ponad trzy godziny. Przez ten czas zdążyła opowiedzieć mu historię, którą za chwilę usłyszy cała Ameryka. Współczuł jej, widziała to w jego niebieskich oczach. Był w wieku Abigail, kiedy jej świat został brutalnie wywrócony do góry nogami. Chyba zdał sobie sprawę z tego, jak wiele drzwi zostało zamkniętych przed przyjaciółką Savannah. Słysząc z daleka wołanie reżysera programu, pożegnała się z młodzieńcem i próbując zatuszować smutek za szerokim uśmiechem, ruszyła w stronę siwobrodego mężczyzny.
Słuchając uważnie dość krótkiej instrukcji, kiwnęła głową na znak zrozumienia. Stojąc z boku, wpatrywała się w publiczność w studio, która liczyła kilkadziesiąt osób. To nic w porównaniu z milionami przed telewizorami, pocieszała się w myślach. Czując ogromną gulę w gardle, nerwowo zaczęła bawić się palcami. Nigdy wcześniej nie miała styczności z programem na żywo. Nie była na żadnych castingach, a o występowaniu mogła zapomnieć. Lubiła co jakiś czas zasiąść na kanapie i oglądać swoje ulubione seriale. Dzisiaj zaś miała wystąpić w najpopularniejszym talk-show, a to tylko dlatego, że postanowiła spełnić ostatnią obietnicę przyjaciółki. Bardzo dobrze znała plany Abigail. Wiedziała, co w ten sposób chce osiągnąć. To była naprawdę cudowna osoba. Pragnęła zmienić tak wiele. Robiła wszystko, aby zapewnić innym szczęście. Uważała, że radość czerpana z życia jest najważniejsza. Liczyło się dla niej dobro i miłość. Chciała, aby ludzie żyli tak, jak żyła ona - pomimo trudności bez zmartwień i wciąż z uniesioną głową. Była zwolenniczką filozofii Epikureja, z którego starała się brać przykład. Podziwiała jego postawę i kiedy znalazła się w dołku, uświadomiła sobie, jak wiele racji przekazywał innym. Pomimo iż odeszła, postanowiła dokończyć to, co zaczęła. A wszystko za pośrednictwem Thorne, która czuła, że musi to zrobić ze względu na długoletnią przyjaźń i otrzymane od Abigail wsparcie.
W momencie, kiedy zaczęło się odliczanie przed wejściem na antenę, Savannah uświadomiła sobie, jak bardzo jest zestresowana. Każdy jej mięsień napięty był do granic możliwości. Rozmasowując twarde barki, próbowała za wszelką cenę pozbyć się tego uczucia. Przechadzając się za kulisami, ciężko stawiała kroki. Z każdym następnym było coraz gorzej. Bała się kamer i oczu zwróconych na nią. A co się stanie, jeśli się potknie, bądź przewróci szklanki z napojami ze stołu? Wizja popełnienia gafy przyprawiła dwudziestodziewięciolatkę o nieprzyjemne dreszcze. Kiedy ni stąd, ni zowąd przy dziewczynie pojawił się dobrze znany jej siedemnastolatek - podskoczyła i pisnęła. Zakrywając zawstydzona usta wierzchem dłoni, zaczęła przepraszać. Spoglądając na kubek trzymany przez chłopaka, uniosła brew.
- Napij się, pomoże ci - wysłuchując zapewnień chłopaka, nieufnie wpatrywała się w naczynie. A jeśli po tym napoju będzie jeszcze gorzej? Pytała się w myślach.
- Spokojnie, to tylko kawa zbożowa. Naprawdę pomaga, wypij - zachęcając ciemnowłosą, blondynek wcisnął jej do ręki gorący kubek i ponaglając, kazał wypić. Westchnąwszy głośno, Savannah wywróciła oczami i starając się nie poparzyć języka, spróbowała cieczy. Przymykając powieki, uśmiechnęła się pod nosem. Faktycznie, pomagało. Mięśnie ustąpiły i pozwoliły się odprężyć kobiecie. Wypijając kawę do końca, oblizała usta i wdzięczna Markusowi, cmoknęła go w policzek. Napotykając rumieńce na twarzy chłopaka, roześmiała się rozbawiona. Teraz mogła wyjść do ludzi i zmierzyć się z zadaniem, które zostało jej wyznaczone.
- Dzień dobry państwu! Wita was jak zawsze pogodny Thomas Anderson w ten jakże cudowny poranek! Jest godzina dziesiąta, a to oznacza, że rozpoczynamy jeden z najbardziej lubianych przez Amerykanów program - Pobudka Ameryko! - ciemnowłosy mężczyzna w wieku około trzydziestu lat poruszał się wśród klaszczącej publiczności. Witając się z poszczególnymi osobami, zmierzał w stronę kanapy, na którą zapraszał swoich gości. Thomas to naprawdę świetny gość. Savannah przed programem miała okazję go poznać. Na samo wspomnienie tego zdarzenia, uśmiech pojawia się na twarzy. Anderson jest zabawny i osoby przebywające w jego towarzystwie mają wrażenie, że są bezpieczne i nic im nie grozi. Mogą zapomnieć o smutku i wszystkich zmartwieniach, które nieustannie zaprzątają im głowę. Thomas zrobi wszystko, aby czuć się zrelaksowanym. Ceni sobie poczucie humoru i lubi imprezować. A przed kamerami czuje się jak ryba w wodzie. Lubił swoją pracę i nie dało się tego nie zauważyć. Zajmując miejsce na swoim wygodnym fotelu, posłał kamerze numer trzy szeroki uśmiech. Thorne przyłapała się na tym, że wstrzymuje oddech. Wyglądał apetycznie. Karcąc się w duchu za swoje myśli, próbowała nie zachwycać się urodą prezentera. Miała na głowie coś ważniejszego. Coś, co z pewnością pozwoli jej chociaż na chwilę zapomnieć o przystojnym trzydziestolatku.
- Dzisiaj w studio gościmy młodą kobietę, której mail najbardziej nas zainteresował. Opowiedziała nam w skrócie historię chwytającą za serca. Dzisiaj przyjechała do nas, aby podzielić się nią ze wszystkimi. Nie wiem, jak wy, ale mi się już zbiera na płacz... Przywitajmy ją gorąco. Przed państwem Savannah Thorne! - odkładając kartki z pytaniami, Anderson wstał i idąc w ślad za publicznością zaczął bić brawo. Nieco zawstydzona Savannah ruszyła w stronę sofy, która już na nią czekała. Uśmiechając się szeroko, pomachała w stronę zgromadzonych gości i łapiących ją w tej chwili kamer.
Dziękuję za kawę, Markusie. Pomogła mi. A teraz patrz pod nogi, bo narozrabiasz.
Zajmując miejsce na obitej skórą kanapie, z gracją założyła nogę na nogę. Podchwytując spojrzenie zielonych oczu, postanowiła rozluźnić sytuację i zdobyć się na żarcik.
- Thomasie, nie patrz tak na mnie, bo jeszcze pomyślę, że masz na mnie ochotę - słysząc śmiech na widowni, roześmiała się głośno. Zaraz w jej ślady poszedł rozbawiony do granic możliwości prezenter. Kręcąc głową, poprawił krawat.
- Spokojnie, Savannah. Tym zajmuję się dopiero po programie - i kolejna fala śmiechu. Odgarniając z oczu grzywkę, zwróciła wzrok ku widzom zgromadzonym w studio. Wstęp mamy za sobą. Żart na rozluźnienie atmosfery też jest. Teraz czas przejść do rzeczy.
- Savannah, opowiedz nam, dlaczego postanowiłaś zgłosić się do programu? - spoglądając na mężczyznę, przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Wszystko dzieje się za sprawą mojej przyjaciółki, która na łożu śmierci prosiła, abym obiecała jej, że dokończę za nią to, co rozpoczęła tuż przed swoim odejściem. Jako, że bardzo ją lubiłam, wręcz kochałam, bo byłyśmy jak siostry, której nigdy nie miałam - postanowiłam zgłosić się do programu. W Pobudka Ameryko poza znanymi gwiazdami i celebrytami gościsz również ludzi, którzy przychodzą do ciebie ze swoimi problemami bądź historią, która warta jest opowiedzenia. Ludzie ci się żalą albo przemawiają do innych, którzy znajdują się w podobnej, ciężkiej sytuacji. Nieraz się przekonaliśmy, że nagłaśnianie spraw, daje zniewalające efekty. A Abigail, tego właśnie chciała. I dlatego tutaj jestem - unosząc dumnie pierś, zapomniała o stresie i tremie, z którymi za kulisami nie umiała sobie radzić. Zapomniała nawet o powalającej na kolana urodzie Thomasa i tym, że bardzo chciałaby mieć takiego faceta. Zajęła się sprawą, która pozwalała jej myśleć trzeźwo i nie rozpraszała.
- Zanim, opowiesz nam tę historię, może powiesz w kilku zdaniach, jaka była Abigail? - kolejne pytanie i kolejna chwila do namysłu. Uśmiechnąwszy się ciepło, Thorne kiwnęła głową na znak zgody.
- Abigail to naprawdę cudowna osoba, która była w stanie zmienić ten świat. Zarażała ludzi optymizmem, niosła nadzieję i sprawiała, że obawy, którymi na co dzień się zadręczaliśmy, szły w niepamięć. Ceniła sobie dobro drugiego człowieka, szczęście, poczucie bezpieczeństwa i rodzinę, bo jak mawiała moja przyjaciółka, to ludzie są nam potrzebni do życia; dzięki nim i dla nich wciąż egzystujemy. Jednak sądzę, że najlepszym obrazem postawy mojej najlepszej przyjaciółki będzie jej pamiętnik, który podarowała mi tuż przed śmiercią. Spisała tu swój życiorys; od bycia dzieckiem do dnia, w którym wiedziała, że lada moment umrze. Pragnęła, aby każdy dowiedział się o jej życiu. Zdawała sobie sprawę, że na świecie jest pełno osób, których los pokarał białaczką. Chcąc zmniejszyć statystyki samobójstw i zapobiec wielu nieszczęściom, zdecydowała się, aby odczytać jej prywatne zapiski - łapiąc powietrze, uśmiechnęła się do kamery. Czując na sobie wzrok reportera, spojrzała w jego stronę. Gdy ten usadowił się wygodnie na swoim fotelu, Savannah pogładziła wierzchem dłoni trzymany na kolanach pamiętnik.
- W takim razie zamieniamy się w słuch, prawda? - pytając publiczności, w odpowiedzi usłyszał głośne TAK, które tylko zachęciło młodą pannę Thorne do otwarcia notatnika Abigail.


18 września, rok 1997
Witaj Pamiętniczku!
Nazywam się Abigail Blue i właśnie dzisiaj skończyłam pięć lat. Rodzice podarowali mi na urodziny pamiętnik, abym mogła w nim sobie pisać, co tylko zapragnę. Prawda, że fajnie? Teraz nie będę musiała biec do mamy z każdym sekretem. Nie to, żebym jej nie lubiła. Kocham swoją mamusię! Lubię, kiedy spędzamy razem czas bawiąc się lalkami, lub pracując w ogrodzie. Jest wtedy bardzo radosna, a ja lubię, kiedy się uśmiecha. Moja koleżanka - Savannah też prowadzi pamiętnik. Pokazała mi go kiedyś, ładny jest. Przez jakiś czas jej zazdrościłam, bo ja nie miałam takiego kolorowego zeszytu z kokardkami i naklejkami z pieskami i wróżkami. Dopiero jak powiedziałam o tym mamie, to obiecała, że dostanę taki sam na urodziny. I teraz już mam. I już nie zazdroszczę Sav pamiętnika. Zresztą mama powiedziała, że nieładnie jest komuś zazdrościć. Ponoć zazdrość to nie jest pozytywne uczucie. Nie wiem, co mama miała na myśli, ale może kiedyś się dowiem. Dziadek zawsze powtarza, że wszystko jest kwestią czasu. Jest bardzo mądry i zawsze ma rację, więc mu wierzę.
Wiesz, Pamiętniczku, coś ci muszę powiedzieć. Mam strasznie brzydkie pismo. Pani z przedszkola mówi, że powinnam ćwiczyć kaligrafię, bo moje literki są koślawe. Ostatnio siedziałam kilka godzin nad swoim zeszytem i próbowałam dokończyć zaczęte ślaczki. Co chwila mi coś nie wychodziło i musiałam wymazywać. Gdyby nie mama, to pewnie spędziłabym nad tym kilka dni. A praca domowa była na następny dzień. Pani z przedszkola nie byłaby ze mnie dumna, a tak to dostałam naklejkę z uśmiechniętą buźką. Mamusia obiecała, że kupi mi dodatkowy zeszyt z kaligrafią, żebyśmy razem mogły ćwiczyć. Będę ładnie pisała!
Muszę iść, mama mnie woła!


20 września, rok 1997
Drogi Pamiętniczku!
Kilka dni temu mama powiedziała mi, że w piątek po powrocie z przedszkola, pakujemy się i jedziemy do dziadków na wieś. Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Lubię jeździć do Tennessee, bo jest tam cicho, są łąki, pełno kwiatków, z których babunia robi mi wianki, a poza tym mój dziadek ma zwierzęta! Najbardziej lubię konie. Dziadziuś zaczyna mnie uczyć na nich jeździć. Zawsze jak idę z dziadkiem do stadniny, to witam się ze swoim koniem. Miałam wymyślić mu imię, ale żadne mi się nie podoba. Będę musiała poprosić Savannah o pomoc. Ona jest taka mądra i dlatego ma zawsze takie fajne pomysły. Na pewno wymyśli jakieś imię dla mojego konika. A, właśnie, zapomniałam! Poprosiłam mamę, aby ta poprosiła mamę Savannah, żeby ta mogła jechać z nami. No wiem, ciężko to zrozumieć, tak namieszałam, ale ja wiem, o co chodzi. I myślę, że ty, Pamiętniczku, też wiesz, co mam na myśli. Sav polubi moją babcię i dziadka. Każdy ich lubi, bo oni są mili i chętnie pomagają innym. Tata powtarza, że to dobrzy ludzie, których brakuje na tej planecie. Tatuś tym razem ma rację.
Muszę iść, przyszła Savannah. Dzisiaj śpi u mnie. Będziemy bawić się lalkami do późna!


21 września, rok 1997
Mama nie pozwoliła nam się bawić lalkami do późna. Po kolacji pomogła nam się wykąpać, a potem kazała umyć zęby. Rano mieliśmy wyjechać, bo czekała nas długa droga, więc musiałyśmy być wyspane. Kiedy leżałyśmy z Savannah w łóżku, opowiadałyśmy sobie straszne historie. Musiałyśmy potem wołać moją mamę, bo za bardzo wystraszyłam Sav, która zaczęła płakać. Mama na mnie nakrzyczała i kazała przeprosić koleżankę. Nie chciałam jej wystraszyć, to miała być zabawa. Savannah mnie zrozumiała i przyjęła moje przeprosiny. Przytuliłyśmy się i poszłyśmy spać. A Sava już potem nie płakała.
Rano obudził nas mój tata, który kazał nam się ubrać, umyć i zejść na dół na śniadanie. Wziął nasze spakowane walizki i chyba poszedł je pakować do samochodu, bo słyszałam, jak hałasuje w garażu.
Na śniadanie mama zrobiła naleśniki z syropem klonowym. Brzuch boli mnie aż do teraz. Chyba za dużo zjadłam... No, ale z drugiej strony naleśniki mamy są takie pyszne! Jak się zacznie jeść, to ciężko przestać. Tata zawsze się ze mnie śmieje, a on robi tak samo. I chyba nawet o tym nie wie. Ale nie będę mu mówiła, bo ostatnio pytał się mamy, czy nie zwężała mu spodni. Może za dużo ostatnio zjadł naleśników...
Siedzę sobie w swoim foteliku z kucykami i próbuję ładnie pisać, ale jesteśmy w samochodzie i co chwila ręka mi się trzęsie. Ciężko się pisze podczas jazdy. Zwłaszcza, jak tata nie zauważy dziury na drodze. Savannah siedzi obok mnie i też coś pisze w swoim pamiętniku. Ciekawe, o czym ona może pisać. Zawsze mnie to ciekawi, ale jakoś tak głupio się spytać. Mama twierdzi, że pamiętnik to coś prywatnego i bardzo cennego. Swoich zapisków nie wypada pokazywać każdemu. W zasadzie to nikomu, no chyba, że komuś bardzo ufamy i chcemy się podzielić swoimi sekretami. Nie do końca wiem, co to znaczy komuś ufać, ale jak mawia dziadek - kiedyś się o tym przekonam. Jest jeszcze dużo rzeczy, których nie rozumiem. A rodzice chociaż mi tłumaczą, nadal nic nie wiem. Ale nie mówię im o tym, bo widzę, jak się starają. Byliby smutni, a ja nie lubię, kiedy moi bliscy są smutni. Wolę, kiedy się uśmiechają i śmieją, bo wtedy ja też mam ochotę się śmiać i uśmiechać. To jest takie zaraźliwe!
Dopiszę tu, że dojechaliśmy, jak już dojedziemy.
No, w końcu dojechaliśmy! Trochę mi się przysnęło. Mamie i Savannah też. Tata narzekał na brak towarzystwa. Widzę babcię na ganku z ciastem na talerzu! Będziemy jeść na tarasie! Tacie od razu poprawił się humor. Mama mówi, że jest syneczkiem mamusi, ale nadal go kocha. Uff, to dobrze.


23 września, rok 1997
Drogi Pamiętniczku!
Wczoraj późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Byłam zmęczona i mama darowała mi kąpiel i pozwoliła od razu pójść do łóżka. Wcześniej jeszcze pożegnałam się z Savannah, którą odebrał tata. Lubię pana Thorne. Ma fajne wąsy. Zawsze po cichu się z nich śmiejemy z Savą. Spało mi się dobrze, bo miałam obok siebie pana Bąbla - misia, którego dostałam na czwarte urodziny od dziadków od strony mamy. Rzadko się z nimi widuję, bo mieszkają w Europie. A do Europy jest bardzo daleko. Tak przynajmniej mówią mi rodzice, kiedy wspominam o wypadzie do babci Sophie.
Miałam bardzo piękny sen. Siedziałam na swoim koniu, który w końcu dostał imię. Savannah zaproponowała, aby mój konik nazywał się Ginger. A nie mówiłam, że ona ma świetne pomysły? Od razu mi się to imię spodobało. I Ginger też. Była szczęśliwa i chętnie poszła ze mną i z dziadkiem na wybieg. Chyba lubi, jak ją dosiadam. Ale wracając do snu... Sava też tam była. Siedziała na czarnym koniu, którego razem z dziadkiem nazwała Rufus. Ja miałam dziewczynkę, a ona chłopaka. Nawet go polubiła. Rufuś zaś stracił głowę dla Savannah. Zresztą nie dziwię mu się, bo ona jest naprawdę bardzo ładna. I ma śliczny uśmiech. I w porównaniu do mnie ma proste zęby. Ja będę musiała nosić aparat. Mama umówiła mnie na wizytę z panem doktorem na przyszły tydzień. No, ale znowu zeszłam z tematu. Muszę wrócić do koników! Więc byłam ja z Ginger i Savannah ze swoim Rufusem. Obok nas jechał dziadek na Teresie, która miała już swoje lata, a i tak dobrze się trzymała. Dziadek bardzo o nią dbał. To pierwszy koń, który pojawił się na jego farmie. To od Teresy wszystko się zaczęło.
Jechaliśmy sobie wszyscy na polanę, na której babcia zawsze zbierała kwiaty do wianków. Stała wśród traw i machała do nas roześmiana. Wymieniłyśmy spojrzenia z Savannah i pytając dziadka o zgodę, ruszyłyśmy galopem, ścigając się, która z nas pierwsza dotrze do babci. Skakałyśmy przez ogrodzenia sąsiada, aby było szybciej. Nigdy wcześniej tego nie robiłyśmy, i chociaż widziałam strach w oczach dziadka, udało nam się. Chciałabym to kiedyś powtórzyć. Było czadowo! Kiedy dotarłyśmy do babci, ta nagle wyciągnęła zza pleców talerz ciasteczek maślanych i szklanki ze świeżym mlekiem. Kiedy obejrzałam się za dziadkiem, nagle znalazłam się w kuchni. Obok mnie siedział dziadziu, a po mojej prawej stronie Savannah. Babcia zaś robiła coś przy kuchence. Jak się domyślałam - obiad. I kiedy miała nam go potem podać, obudziła mnie mama. I taki miałam właśnie sen. Prawda, że fajny?
A ty, Pamiętniczku, masz jakieś sny? Szkoda, że nie umiesz mówić... Opowiedziałbyś mi je, prawda?
Muszę kończyć, bo pani przedszkolanka mnie szuka. Schowałam się za teatrzykiem, żeby móc na spokojnie ci wszystko napisać. No wiesz, gdybym zapomniała. Czasami mam naprawdę krótką pamięć. Babcia się śmiała i mówiła, że w takim razie przydałaby mi się lecytyna. Ale ja nie wiem, co to jest. A ty, Pamiętniczku, wiesz?


Odrywając się od przyjemnej lektury, otarła opuszkiem wskazującego palca łzy, które zdążyły zakręcić się w oku. Chociaż czytała już wcześniej pamiętnik przyjaciółki, czuła się tak samo wzruszona, jak za pierwszym razem, kiedy czytała go w samotności. Unosząc głowę znad notesu, zauważyła, że prezenter wpatruje się gdzieś w przed siebie, a niektórzy z ludzi na publiczności, wyciągali chusteczki higieniczne. Chociaż był to dopiero początek opowieści o Abigail, Savannah czuła, że ludzie już na podstawie wpisów pięciolatki zauważyli, że nie była zwykłym człowiekiem. Widziała świat w kolorowych barwach i - jak na swój wiek - była naprawdę bardzo bystra. Na dodatek uważała, że Savannah jest ładna. Chociaż Abi zawsze jej to powtarzała, nigdy nie wspominała, że uważała tak od najmłodszych lat. Choć była mała, wierzyła w Sav, a to sprawiło, że dwudziestodziewięciolatce zachciało się płakać. Powstrzymywały ją tylko kamery i ludzie, którzy znajdowali się wokół. Gdyby była sama, rozpłakałaby się i zastanawiała, dlaczego Bóg musiał odebrać jej kogoś tak bardzo ważnego.
W studio zapanowała cisza, która dla Thorne trwała wieki. Była wdzięczna Thomasowi, który próbując zatuszować przed innymi swoje wzruszenie, postanowił przerwać to milczenie. Prostując się na swoim fotelu i siląc na szeroki uśmiech, spojrzał w kamerę numer trzy i przemówił:
- To dopiero początek opowieści. Pożegnamy się z wami na kilka minut. Kiedy wrócicie do nas po przerwie, będziemy kontynuowali dalej. Mój gość, czyli Savannah Thorne, przedstawi państwu losy piętnastoletniej Abigail Blue po tym pięknym wstępie, opisującym życie zadowolonej i szczęśliwej pięciolatki. Do zobaczenia już za chwilę! - ostatnie słowa i zaraz potem głośne „cięcie. Savannah opadając na sofę, przymknęła powieki, próbując się uspokoić. Bała się, że jeśli czytałaby dalej, głos zacząłby jej drżeć.
- Bardzo się stresujesz - słysząc głos dobrze znanego jej mężczyzny, uśmiechnęła się lekko i otworzyła oczy. Widząc nad sobą pochylonego trzydziestolatka, poczuła, że się rumieni. Anderson wyglądał na takiego, który był wyraźnie zatroskany. Zniknął ten czarujący uśmiech, którym obdarzał swoich widzów. Na twarzy malowało się zmartwienie, które zaintrygowało Thorne. Prostując się na skórzanej sofie, odgarnęła za ucho kosmyki ciemnobrązowych włosów.
- Pierwszy raz występuję przed kamerami. To chyba normalne... - wzdychając ciężko, wzruszyła obojętnie ramionami. Ocierając pojedyncze łzy, zaczęła mrugać pośpiesznie. Nie chciała płakać. Nie przy tych wszystkich ludziach. Wiedziała, że opowiadanie o Abi będzie trudnym zadaniem, ale nie przypuszczała, że aż tak bardzo. Chociaż od jej śmierci minął rok, Sav nadal nie pogodziła się z utratą swojej siostry. Bo Blue z pewnością była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała.
- Wydaje mi się, że jest coś jeszcze - uśmiechając się lekko, Thomas zajął miejsce obok kobiety. Odwracając głowę, spojrzała na niego uważnie. Miał rację, tu nie chodziło tylko o stres. Tu nie chodziło tylko o kamery. Chodziło o to, że Savannah straciła kogoś, kto był dla niej wszystkim i nie wyobrażała sobie życia bez tej osoby. Czuła się pusta w środku, i chociaż próbowała, nie umiała zapełnić uczucia pustki.
- Chodzi o Abi. Brakuje mi jej. Nie mogę uwierzyć, że odeszła. A kiedy czytam ten pamiętnik, wszystkie wspomnienia powracają. Tak wiele dobrego dla mnie zrobiła. Była jak siostra, której nigdy nie miałam. Dla Thorne'ów była jak rodzina. Wszyscy ubolewaliśmy nad jej stratą... Minął rok, a ja wciąż mam nadzieję, że kiedy wstanę rano z łóżka, ona będzie dobijała się do moich drzwi. Ale ona nie wróci. Już nigdy jej nie zobaczę. Och, tak bardzo ją kocham! - jęknąwszy, rozpłakała się. Nie zważała na reżyserów, którzy kręcili się dookoła. Musiała się wyżalić, wypłakać. Czując, jak silne dłonie obejmują ją i przyciągają do siebie, wtuliła się w Thomasa, który gładząc jej włosy, szeptał do ucha słowa pociechy. Była mu za to wdzięczna. Potrzebowała czegoś takiego. Przypominając sobie, że Abigail zachowywała się wobec niej w taki sam sposób tuż po tym, jak kapitan drużyny koszykarskiej zostawił Sav dla innej dziewczyny, wybuchnęła głośnym płaczem. Wszystko sprowadzało się do Abigail. Wspomnień przybywało z każdą chwilą, a serce zdawało się tego nie wytrzymywać.

* * *

Kiedy opuszczałam tego bloga, pamiętam, że dostałam wiele wiadomości, w których opisywano smutek z powodu mojego odejścia. Nie czułam się dobrze z tym, że po raz kolejny was zawiodłam, bo od 2009 roku nie potrafię niczego dokończyć. Zaczynam, a potem zdaję sobie sprawę, że to nie to, i odchodzę. Teraz, kiedy minęło kilka miesięcy od opuszczenia Abigail Blue, powracam z nowym pomysłem, który zrodził się podczas snu. Obmyśliłam ciekawą fabułę i mam nadzieję, że dla was również okaże się ona interesująca. Jeśli chcecie poznać zarys historii, serdecznie zapraszam was do zakładki Wstęp, w której dowiedzie się co nieco o blogu.
Zdaję sobie sprawę, że od mojego odejścia, zainteresowanie blogiem zmalało i ciężko będzie teraz z czytelnikami. Nie mniej jednak, wciąż mam nadzieję, że znajdę grono stałych czytelników, którzy z miłą chęcią będą wypowiadać się na temat publikowanych rozdziałów. Bardzo zależy mi na opinii innych. Chciałabym wiedzieć, z czym mam problemy. Chcę szlifować swój warsztat pisarski, dlatego też jestem otwarta na konstruktywną krytykę.
Jeśli jesteście zainteresowani prologiem i chcecie być powiadamiani o nowych postach, proszę zapisać się do Czytelników. Postanowiłam, że nie będę bawiła się w powiadamianie każdego z osobna. Zajmuje mi to za dużo czasu, a ja niestety nie dysponuję zbyt dużą jego ilością. Wyjątek zrobię w przypadku osoby, która nie posiada konta, a ma Twittera. Wówczas proszę podać swój nick w komentarzu tuż pod opinią rozdziału.